Ostatni miesiąc był dla nas jak zwykle pracowity. Od 20 do 24 kwietnia jeździliśmy z Jaśkiem do Warszawy do Instytutu dr Swietłany Masgutowej na turnus rehabilitacyjny, który był nieco inny niż dotychczasowe. Jaś miał codziennie blisko 3 godziny masaży, które nakierowane były na integrację odruchów, które są zaburzone. Po zajęciach dostaliśmy specjalną instrukcję i zalecenia do pracy w domu. Mamy nadzieję, że przyniesie to nowe efekty, choć na razie ich nie widać, a nawet jest nieco gorzej. Ostatnio Jaśko bardzo boi się chodzić, ma momenty kiedy ze strachu nawet kładzie się na podłodze. Bardzo nas to martwi, ale mamy nadzieję, że to minie. Cieszy nas to, że ma mniejszy „ślinotok”, czasami wydaje jakieś nowe dźwięki, lepiej śpi i jest pogodny.
Przed nami kolejne turnusy i szara codzienność. Do południa przedszkole, potem terapie, w domu masaże i czekanie na pierwsze słowo. Cały czas żyjemy nadzieją…